KULISY To w tym miejscu, tuż za granicami wyłożonej miękką powłoką areny znajduje się przestrzeń, gdzie kumuluje się masa przeróżnych emocji towarzyszących artystom przed ich występami. Tutaj wizażyści w biegu poprawiają makijaże, garderobiane uzupełniają przeoczone elementy, tu rozgrywają się małe dramaty i sukcesy osób, które za moment mają skupić spojrzenia wszystkich tych, którzy dla nich przybyli. Zwykle jest tu gwarno i dość chaotycznie. Strefa nie jest dostępna dla gości. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
29 IV 1985 Chaos za kulisami jest więcej niż naturalny. Niemal każdy z nas jest z nim obeznany i nauczył się wśród niego funkcjonować. Niemal każdy, bo mamy tu dziś małych debiutantów, których przygotowywałem do tego dnia od początku ich przygody ze szkołą. Nie jest to debiut pokroju tego, który miałem ja, nie jest to ten sam kaliber. Nie jest to występ solo, a tło dla mojego występu. Jest to jednak dzień ważny tak dla nich, jak i dla szkoły, która wciąż buduje swoją renomę i występy uczniów można uznać za część marketingu. Co będzie lepszą reklamą niż uczniowie, którzy odnoszą swoje pierwsze, a potem kolejne sukcesy? Dlatego muszą wypaść dobrze. Ale przede wszystkim występują ze mną, a ja nie mogę pozwolić, żeby mój występ zepsuł jakiś dzieciak, który dostał histerii przed samym wyjściem, bo mu za duszno, bo strój uwiera, bo mama, kurwa, patrzy z widowni. Na litość wszystkich przeklętych! — Amy — przykucam przy dziesięciolatce, przyglądając się jej uważnie, a pomalowane paznokcie kontrastują wściekłym różem na jej bladziutkim policzku. Woń ciężkich perfum miesza się odurzająco z zapachami cyrku, a biegający wokół pracownicy zmuszają mnie, do przesunięcia się kilka kroków w bok. — Kręci ci się w głowie? Amy kiwa głową, a ja krzywię się wewnętrznie na łzy cisnące się do wielkich, sarnich oczu. — Nie płacz, rozmażesz makijaż, nie mamy czasu na poprawki — upominam. — Nic się nie dzieje, to stres. Ale wezwiemy pana doktora, żeby się upewnił, tak? Na razie usiądź. — Kieruję dzieciaka na krzesło, walcząc z napływającymi do głowy myślami o możliwości zmiany planów na ostatnią chwilę. Kurwa, cała choreografia pójdzie się jebać. Że też akurat ona musiała dostać napadu paniki, występując na pierwszym planie. — Poczekaj tu na mnie — instruuję, a w drodze do telefonu proszę jeszcze jedną z pracownic, by miała na dziewczynkę oko. Klnę krótko na szpilkę, która źle staje na krzywiźnie podłogi nim dopadam do telefonu, by wykręcić szybko numer do doktora, z którym współpracujemy. Tylko po to, by dowiedzieć się, że nie da rady dziś dojechać. Nosz kurwa. Wdech, wydech. Kilka szybkich myśli, kilka szybkich opcji. A jebać to. Numer do Leandra znam na pamięć, będzie szybciej niż sprawdzać teraz numery do wszystkich pobliskich przychodni czy innych osób, które już z nami współpracowały. Zresztą Lea sam jest przecież jednym z doktorów, do których wysyłamy nasze gwiazdy w razie potrzeby. Ta na szczęście zachodzi niezwykle rzadko, wizyta u neurochirurga to już wyższy kaliber. Odbierz, odbierz. Odebrał! — Lea, potrzebuję lekarza w cyrku, w Salem. Tak na już. Błagam, powiedz, że dasz radę tu dojechać, za półtorej godziny występujemy. Chwilę później jestem znów przy Amy, która wygląda, jakby miała zaraz zemdleć, ale przynajmniej udało jej się nie rozryczeć. Zaraz jednak znów ją z kimś zostawiam, bo sam muszę ogarnąć resztę dzieciaków i siebie. Wracam do Amy, gdy słyszę, że przyszedł lekarz. Sam jestem już kupką nerwów, bo występ zbliża się wielkimi krokami, a ja wciąż nie wiem, czy młoda będzie w stanie odbębnić swoją partię. Różowe, bujne pióra przy tyłku podrywają się do góry, kiedy obracam się w stronę, z której widzę nadchodzącego Leandra. Jesteśmy już w jednym z pomieszczeń, gdzie jest ciszej i spokojniej. Podchodzę do niego bliżej, poza zasięg słuchu małej. — Pamiętaj, żeby nie zwracać się do mnie po imieniu, skarbie — uprzedzam na wstępie. — Mówi, że kręci jej się w głowie i że boli ją brzuch — mimowolnie wywracam oczyma — to pewnie zwykły stres, ale nie mogę jej wypuścić, nie wiedząc, czy da radę. — Wzdycham, odruchem przesuwając palcem po linii wytuszowanych rzęs, by wyjąć kawałek brokatu, który musiał dostać się do oka podczas poprawiania makijażu. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Odebrał. Tak między dosłowną kurwicą a szaleństwem. Perypetie człowieka pracującego z chujem ordynatorem zostawmy jednak na później. Ważne było tylko to, że Leander rzeczywiście podniósł słuchawkę, ale to, w jaki sposób odebrał, rzeczywiście mogło pozostawiać wiele do życzenia. Jego głos był niemalże warkliwy. Złagodniał tylko na moment. Jechanie na złamanie koła do Salem znowu przywołało chłód i dystans, jaki budował między kablem telefonicznym Iry i swoim. Rzucił słuchawkę na widełki. Oczywiście, że musiał się zgodzić. Plując sobie w brodę, wsiadał w samochód i przeklinał. Przeklinał dosłownie przez całą drogę na słońce świecące mu za mocno w oczy, na idiotów kierowców, którzy nie chcieli zjechać, aby ustąpić mu podczas manewru wyprzedzania i nawet na dziecko, które krzywo na niego spojrzało, kiedy stał na światłach. Tak, Leander wybierał dziś drogę usianą przemocą i wkurwieniem, ale zdecydowanie nie z własnej woli. Nie wynikało to też z niekorzystnego układu gwiazd, a z kilku godzin spędzonych na jebanym SORze, który wyssał z niego absolutnie każdą komórkę pełną profesjonalizmu. Prywatna vendetta przełożonego trwała w najlepsze i zapowiadało się, póki co, że zakończy ją spektakularne morderstwo. Pytanie tylko, kto wystąpi w roli ofiary składanej na ołtarzyku. Póki co odpowiedź nasuwała się sama. Ujma na honorze Leandra była trochę zbyt mocno odczuwalna. Jebany neurochirurg w tym szpitalnym cyrku… to już w prawdziwym cyrku było przyjemniej. Pisk opon był pierwszym sygnałem pojawienia się odsieczy. Drugim było oschłe witanie się i domaganie się wskazówek. Trzecim niecierpliwe spojrzenie, które Ira napotkał na dzień dobry. Szybko zmiękło, kiedy wzrok van Haarsta objął spojrzeniem różowe pióra i ciemną kreskę zaznaczającą zewnętrzne kąciki oka. Zapominał, jaki Lebovitz potrafił być piękny, kiedy akurat nie zatacza się na schodach i nie obrzyguje mu kibla. Urocze wspomnienia to w człowieku odblokowuje, ale… - Odmawiam współpracy w tym zakresie - wszedł mu w słowo z nachmurzoną miną. Zdecydowanie nie był dzisiaj w nastroju na podporządkowanie się jakimkolwiek - zwłaszcza bzdurnym - zasadom. ASPD zwijało się właśnie ze śmiechu. Ira nie będzie miał łatwego dnia, jeżeli nie znajdzie sposobu na rozbrojenie tej chodzącej bomby zegarowej. Ciemne oczy wychyliły się zza ramienia akrobaty, aby objąć nim małą dziewczynkę smarkającą żałośnie we własny rękaw. Uszy słuchały, a umysł już działał, chociaż przed momentem szaleńczo stawał okoniem przed jakimkolwiek wysiłkiem. Nie było lepszej taktyki na to, aby zbić go z narracji pełnej złości, niż zajęcie mu głowy. Tylko przypadek był jakiś taki… nudny. - Jest jakaś bardzo ważna? - Zapytał, ale nie musiał czekać na werbalne potwierdzenie. Westchnął. Nie obiecywał, że załatwi sprawę. Zawsze miał specyficzne podejście do dzieci… - Jak masz na imię? - Zapytał dziewczynkę, która była powodem całego tego zamieszania. - Słyszałem, że źle się czujesz, to prawda? Pozwolisz mi się zbadać? Leander wspinał się na wyżyny zarówno cierpliwości, jak i dobrego wychowania. Cóż, aby ją zbadać, musiała dać mu się dotknąć, a nie zrobi tego, jeżeli na wstępie ją ochrzani za zawracanie gitary wszystkim wokół. Udało mu się nakłonić dziecko na badanie palpacyjne brzucha. Na szczęście zabrał ze sobą rękawiczki i dzięki temu wyglądało to odrobinę mniej niestosownie. A trzeba było zabrać kitel. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
Jest wkurwiony. Wyczułem to już po jego głosie przez telefon, ale wtedy nie miałem czasu zastanawiać się nad tym, czy aby sięganie po pomoc Leandra jest rozsądnym krokiem. I tak nie miałem na podorędziu żadnych alternatyw, a w gruncie rzeczy, czego by o nim nie mówić, wiem tyle, że zna się na tym, co robi. No i wiedziałem, że przyjedzie. Marszczę z niezadowoleniem brwi, kiedy odmawia współpracy, a ja wiem, że robi to tylko dlatego, że akurat wstał nie tą nogą albo ktoś mu dziś zdążył zajść za skórę. Przecież doskonale wie, że moja tożsamość jest tajemnicą i narobiłby mi problemów, gdyby zaczął nią szastać na prawo i lewo — korona mu przecież z głowy nie spadnie, jak w drodze wyjątku będzie używać mojego pseudonimu, jak każda inna osoba. A niech tylko spełni tę swoją deklarację braku współpracy. Milczę, bo znam go wystarczająco długo, by wiedzieć, że starcie temperamentów jest najgorszym krokiem, na jaki mógłbym się teraz zdecydować. Z Leandrem czasem trzeba jak z dzieckiem. Jakoś go ugłaskam. Potem. Na razie sam muszę zagryźć zęby, żeby powstrzymać własne wkurwienie — to zamiast w słowach, wylewa się w każdym nerwowym tupnięciu stopy o podłogę, palców o ramię, przejściu z nogi na nogę czy odgarnięciu włosów i szukaniu miejsca dla rąk. Tak, kurwa, jest bardzo ważna — warknąłbym, ale warczą tylko moje oczy i Lea zdaje się bez problemu zrozumieć przekaz. Amy współpracuje, dzieli się swoim imieniem i kiwa leciutko głową, kiedy Lea pyta, czy dostanie pozwolenie na badanie. To ciekawe, potrafi pytać o takie rzeczy — można by pomyśleć, że nie zrobiłby nic wbrew czyjejś woli. Dobry żart. Pukanie do drzwi odwraca moją uwagę od Leandra przeprowadzającego badanie. Wychylam się, a widząc w drzwiach Chrisa odpowiedzialnego za dzisiejsze wydarzenie, wpuszczam go do środka. — Matka młodej już jest, powiadomiliśmy ją. Twierdzi, że Amy nie miała żadnych objawów wcześniej — mówi, zerkając na dziewczynkę i Leandra. — Ewidentnie chce, żeby dzieciak wystąpił, pytała czy nie możemy jej zabezpieczyć jakimś czarem na czas występu. — Jego ton nie zdradza, co sądzi o takim nastawieniu rodzica — dla mnie jest ono całkiem sensowne. Zajęcia w naszej szkole nie są tanie i rodzice nie zapisują na nie dzieciaków dla zabawy, lecz dla wykreowania przyszłych gwiazd w szerokim tego słowa znaczeniu. Nikt nie lubi, jak się marnuje jego pieniądze czy — w moim przypadku — włożoną pracę. — To się zaraz okaże. Damy radę w razie czego przesunąć występ? Będziemy musieli zmienić choreografię — dopytuję i z wyczekiwaniem obserwuję, jak Chris przygląda się wertowanym w skoroszycie kartkom. — Zobaczę, co da się zrobić, zaraz wracam. Chris wychodzi, a moja uwaga wraca do Leandra i Amy, do których podchodzę lekkim krokiem, udając, że cała ta sytuacja wcale mnie nie rusza. Gdyby nie zaciśnięta nerwowo szczęka może i nawet można byłoby mi uwierzyć. — Myślisz, że zaklęcie uspokajające wystarczy? |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Zaklęcie uspokajające to zdecydowanie bardziej należało się Leandrowi, niż biednej Amy i chyba już wszyscy zdawali sobie z tego sprawę, może nawet dziewczynka również. Dotyk chłodnych palców na odsłoniętym fragmencie brzucha był nieprzyjemny. Poznawał to po drżących kącikach ust i zwiększonym natężeniu pociągania nosem, ale niewiele mógł na to poradzić. Palce dociskał zdecydowanie odczuwalnie, wyjątkowo nie z czystej złośliwości. Chciał wymacać absolutnie wszystkie nieprawidłowości, jakie tylko istniały, a i tak przyszło mu obejść się smakiem. Nie znalazł niczego podejrzanego, a przynajmniej nie w okolicach powłok brzusznych. Odsunął dłonie od brzucha Amy, czym wywołał u niej wyraźne rozluźnienie. Najgorszą część mieli za sobą, a ona jeszcze nie zaczęła ryczeć. Może jednak nie będzie najgorszym pacjentem, jakiego miał pod opieką. Pocieszająca myśl. Sięgnął do małej aktówki i wyciągnął z niej zabawny przyrząd z długim, gumowym wężem, słuchawkami i talerzykiem na końcu. Normalnie nie musiał się nim posiłkować. Zaklęcia jak najbardziej wystarczały, jeżeli chodziło o magiczną diagnostykę, ale jeżeli Amy miała udawać, to za moment pewnie się z tym zdradzi, za bardzo zainteresowana lekarskim akcesorium. A jak już całkiem zapomni o bólu na widok naklejki „dzielny pacjent”, to jak nic van Haarst prychnie Irze w twarz, zdumiony, że nie poznał się na tej manipulacji. Ale Amy wcale nie zapominała o bólu. Krzywiła się znacząco, kiedy wsunął płytkę na jej klatkę piersiową, aby osłuchać serce oraz płuca. - Oddychaj głęboko. - Polecił, przez moment skupiając się na tym, co słyszy, a kiedy odwrócił ją plecami w swoją stronę, przeprowadził ten sam zabieg raz jeszcze. A jednak na tym się nie skończyło. Wrócił do przodu, umiejscawiając słuchawkę w okolicach piątej przestrzeni międzyżebrowej i badanie osłuchowe wkrótce zamknęło się w okolicy koniuszka serca. Dziwny, mrukliwy szmer skurczowy nie ustępował wraz z upływem czasu, więc van Haarst ostatecznie wysunął słuchawki z uszu, nieco zmieszany tym, co zaobserwował. Nic nie mówił, analizując wszystko to, co przyszło mu na myśl i jeszcze wymacywał węzły chłonne za uszami dziecka, kiedy wróciła mu świadomość słuchowa. Tuż za jego plecami dyskutowano o jakiejś choreografii, ale to nie to przykuło jego uwagę. Zrobił to głos Iry. Przywołał do siebie spojrzenie Leandra, teraz już zdecydowanie łagodniejsze i ewidentnie zamyślone. Pojawiła się zagadka, a zmiana, jaką wywołała w jego nastroju, była kolosalna. - Myślę, że tak. Jeżeli matka wyraża zgodę na zastosowanie czarów, to nie będę się wahał. - Jak gdyby wcześniej miał to w planach… - Możesz powiedzieć jej, żeby zaczekała z powrotem na widownie? Potrzebuję zamienić z nią słowo. Poprosił, ale nie sprawdzał, czy zadzieje się tak, jak planował. Skupił się na czarze uśmierzającym ból, którym potraktował brzuch dziecka i na wszelki wypadek postanowił rzeczywiście uruchomić procedurę uspokajania. Mrucząc pod nosem formułkę subsidio, nie spodziewał się, że siła zaklęcia nie tylko rozgrzeje mu boleśnie palce, ale w dodatku chwilowo pozbawi Amy możliwości odczuwania jakiegokolwiek stresu. Czary: Subtilis tactus - udane (93+20>35) Subsidio - udane (100+20>60) |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Leandrze, inkantacja nabrała niebywałej mocy, jak dla tak średniozaawansowanego czaru. Ta nie czekała i uderzyła Amy prosto w pierś. Wcześniejszy spięty grymas na twarzy zestresowanej dziewczyny zmienił się momentalnie. Ogniki zaświeciły w jej oczach, plecy wyprostowały się, a brew zmarszczyła się w skupieniu. Nie przypominała już tej samej dziewczyny. Ba! Nie przypominała już w swoim zachowaniu człowieka, a bardziej robota, który zaprogramowany był po to, żeby dać na scenie idealny występ. - Nie zmieniamy choreografii, zaraz wychodzę! - Stwierdziła, wstając nagle z krzesła i nie czekając, zaczęła rozgrzewać po kolei partie mięśniowe. Nie czuła już strachu, nie czuła właściwie niczego, prócz determinacji. Jest to ingerencja Mistrza Gry spowodowana wyrzuceniem przez Leandera krytycznego sukcesu. W wyniku czaru Amy nie czuje i na czas występu nie będzie czuła ani grama strachu, czy stresu.. Będzie chciała pokazać siebie z jak najlepszej strony i będzie bardziej śmiała do ryzykownych i trudnych zmian w choreografii. Leandrze, jeżeli Amy wejdzie w zaplanowanym czasie na scenę, po występie znajdzie Cię osobiście jej matka, która serdecznie podziękuje Ci za pomoc oraz wręczy Ci w podzięce jedwabną poszetkę z licznymi zdobieniami wysokiej jakości. Możesz ją sprzedać za 50 dolarów, bądź spróbować ją konsekrować. Ira, jeżeli dopuścisz Amy do występu, zdecyduje się na wykonanie bardzo zaawansowanej akrobacji. Rzuć proszę kością k20 w kostnicy, bądź wątku, żeby zdeterminować, czy jej się to udało. Wynik zinterpretuj poprzez następującą legendę: 1-5 - Totalna porażka! Ciało dziewczyny nie nadąża za jej chęciami! Nieudana akrobacja powoduje otwarte złamanie prawego piszczela na scenie. Niech ktoś szybko ją stamtąd zabierze! 6-10 - Amy próbuje wykonać zaawansowaną akrobację, lecz jej się to nie udaje. Dziewczyna jednak się nie załamuje i przystępuje do wykonania planowanej choreografii, która wychodzi jej idealnie. 11-15 - Chwila skupienia i Amy napina całe swoje ciało, żeby wykonać jeden z trudniejszych ruchów, których nie było zapisanych w choreografii. Z małym potknięciem, które tylko widoczne jest dla profesjonalistów, ale jej się to udaje! Reszta choreografii postępuje zgodnie z planem. 16-20 - Istna perfekcja! Amy wykonuje idealnie bardzo zaawansowaną akrobację, która zatrzymuje dech w piersi widowni. Głośny aplauz rozbrzmiewa po sali mieszane razem z długimi wiwatami. Amy resztę choreografii wykona zgodnie z planem. Ira, plotki szybko się rozchodzą i następnym razem, kiedy wykonasz opowiadanie, bądź wątek odnoszący się do występu, na którym również będzie występować Amy, odbierz jednorazową nagrodę w postaci 50 dolarów za niebywale dobrze sprzedane bilety. Jest to bonus jednorazowy. Ira, rzut ten jest opcjonalny i jeżeli nie zdecydujesz się na niego, możesz sam zdecydować, jak zachowa się Amy na scenie, lecz nie będą przysługiwać Ci z tego tytułu żadne benefity. Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki. Z tematu. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
Oho, nie wiem czy to dobrze dla Amy, ale Leander spotulniał. Tyle lat przebywałem z dala od niego, a jednak wyczulenie na jego humorki pozostało. Niedziwne, przy nim to bardzo przydatna praktyka. Dobrze wiedzieć, kiedy ugryźć się w zęby. Szczególnie, że przecież ostatnio było między nami tak dobrze. Nie chcę tego popsuć. Dlatego, choć jego polepszony humor raczej nie wróży dobrze młodej, ja mogę odetchnąć z ulgą. No i dlatego, że pojawiła się nadzieja na program przeprowadzony bez zakłóceń. Na szczęście. W innym wypadku mógłbym nie zdążyć na występ Allie. Mam zamiar mu odpowiedzieć, ale Amy nie daje mi na to szansy, kiedy pod wpływem zaklęcia podrywa się jak nowonarodzona. Co jest? Jakby dostała strzała jakiegoś wspomagacza, a nie Subsidio. Zerkam na Leandra z uniesionymi brwiami, ale wbrew temu, co sugeruje moja mina, nie czekam na wyjaśnienia, niezależnie od tego, jak mogłyby być ciekawe. Najważniejsze, że może wystąpić, a że z dodatkową energią, to tylko lepiej. O ile nie stanie się przez to chaotyczna. Zerkam na zegarek. Dziesięć minut. — Amy, leć do reszty, zaraz do was dołączę, wychodzimy planowo. Przekaż Chrisowi. — Czekam, aż dzieciak zniknie za drzwiami, by zbliżyć się do Lei i poczęstować go jednym z ładniejszych uśmiechów. Kamień z serca. — Ucałowałbym cię, kochanie, ale nie chcę cię wybrudzić szminką. Podziękuję później — obiecuję i ograniczam się do objęcia jego szyi na kilka momentów, żeby choć przez chwilkę nacieszyć się jego bliskością. — Możesz poczekać na rozmowę z matką, aż skończymy? Występ trwa piętnaście minut. Nie chcę, żeby matce się coś odwidziało. Bo coś zauważyłeś, tak? |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Reakcja Amy była osobliwa, ale nie niepokojąca. Leander poczuł, że zaklęcie wyszło mu nadzwyczaj dobrze. Co prawda do tej pory nikogo nie zamieniało ono w maszynę do czynienia akrobacji, ale zawsze musiał być ten pierwszy raz. Milczał, nie komentując w żadnym stopniu tego, czego właśnie był świadkiem i powiódł wzrokiem po sylwetce znikającej za drzwiami, gdy Ira odesłał dziecko do grupy. Potem ta uwaga przeniosła się na jego wymalowaną twarz. Uśmiech rzeczywiście był ładny. Zresztą, nie tylko uśmiech. W stroju scenicznym było Irze bardzo do twarzy, chociaż te piórka to chyba jednak były zbędne - tak patrząc po tym, ile kłębków różu walało się dookoła. Nie mówił mu tego. Nie rozumiał całego tego show, które tu wystawiali i miał z nim zazwyczaj tyle wspólnego, co właśnie teraz. Lecząc bolące brzuchy i poskręcane kostki szczerze wierzył, że nigdy żadne z nich nie znajdzie się na jego stole w charakterze pacjenta neurologii. W tym zawodzie każdego dzieciaka mogło to czekać. Dzisiaj na szczęście miało nie być wyroków. Wyrok czekał jedynie na Amy, ale póki co ogłoszenie odroczono. Nie żałował. - Trzymam za słowo - zwrócił się do swojej gwiazdy, machinalnie obejmując go w pasie, kiedy uwiesił mu się na szyi. - Szminka mi nie przeszkadza, ale szkoda byłoby czasu na poprawki. Wygląda na to, że zaraz wychodzicie. Po raz pierwszy od dawna wykazał zainteresowanie tym, co za moment miało się stać, ale nie kontynuował. Za moment i tak wyjrzy zza kulis na scenę, aby podejrzeć to, co dzieje się z Amy. Przy okazji może zerknie też na Irę raz czy dwa… - Mhhhm - mruknął w odpowiedzi i wzruszył krótko ramionami. - Raczej tak. Piętnaście minut absolutnie nic tutaj nie zmieni. Tylko postaraj się, żeby nie zemdlała na scenie, bo wtedy po uszach mi się za to dostanie. Jakby Ira miał na to jakikolwiek wpływ… Leander pochylił się do przodu i cmoknął go krótko w czubek głowy, aby nie zetrzeć warstwy pudru pokrywającej mu twarz. - Idź - pogonił go i delikatnie wypuścił go z objęć. |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
Cieszę się, że jest tu ze mną. Że w ogóle jest. Wszystko jakoś tak nabiera barw. A kiedy czuję jego usta na swojej głowie, to mam wrażenie, że zaraz pofrunę na tych swoich różowych piórach pod sufit. Emocje związane z występem łączą się jak w narkotycznej reakcji z tymi, które budzą chmarę motyli w podbrzuszu, kiedy patrzę na Leę rozanielonym wzrokiem, czując, jak świat robi się przyjemnie lekki i dziwnie nierealny. Kocham go, przechodzi mi przez myśl, jak we śnie. Uchylam nawet usta, ale jego krótka komenda przypomina mi o rzeczywistości. Czy życie nie jest piękne? Zaraz damy cudowny występ, Amy okazała się drobnym zawirowaniem niewartym nerwów, a ja wyjdę tam ze wspomnieniem czułego buziaka otulającego skórę. Tak. Stan przed wyjściem na scenę ma w sobie bardzo dużo wspólnego z hajem po dragach. Może to właśnie dlatego aż tak bardzo to kocham. Może dlatego tak mocno przeraża mnie upływ czasu i świadomość, że to wszystko nie będzie trwać wiecznie. — Idę — zgadzam się cicho i żegnam go słodkim uśmiechem, by zaraz w podekscytowaniu ruszyć w kierunku sceny. Arena cyrkowa ⟶ Zejście ze sceny jest zamglone. Kręci mi się w głowie, nie rozumiem co się dzieje, nie dochodzi do mnie to. Myśli galopują i cichną całkiem na przemian, przed oczami mam mroczki. Ktoś coś mówi, ktoś coś od kogoś chce, ktoś woła coś do Leandra. Krew. Tyle krwi. Opieram się słabo o ścianę, odwracając spojrzenie, nawiedzany wspomnieniami, które wydają się pochodzić z innego życia. Chce mi się rzygać. Czuję czyjąś dłoń na barku. Chrisa poznaję dopiero po głosie, rzeczywistość odbieram jakby z opóźnieniem, w zupełnie nienaturalnym tempie, w przytłaczającym otępieniu. — Cal, w porządku, zajmiemy się tym, idź, ochłoń. Jesteś strasznie blada. — Jego palce głaszczą pokrzepiająco moje ramię, ale ledwie to czuję. Jego słowa są jak palce nakręcające wizytówkę i moje kroki wydają się dokładnie tak wystudiowane, jak obroty baletnicy, wprawionej w ruch ich dotykiem. Przecież wszystko zrobiłem dobrze… Nie dosięgam do drzwi, bo te otwierają się zamaszyście, gdy do środka wpada matka Amy. Cóż, teraz mogą sobie porozmawiać. |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Chwila szczęścia jak zawsze była okrutnie ulotna. W jednej chwili wychodzili na scenę uśmiechnięci, w drugiej twarze bladły ze strachu i szoku. Nikt nie spodziewał się, że skutkiem drobnego stresu będzie prawdziwa sceniczna porażka. Leander nie do końca zauważył, jak do tego doszło. Nie zdecydował się wyjść na widownie i zajął honorowe miejsce pomiędzy jedną a drugą częścią materiału oddzielającą scenę od kulis. Wytknął zza niej nos i podglądał akrobacje oraz układy. Nie potrafił odpędzić od siebie wrażenia, że cały ten pokaz wygląda jak jedno, wielkie zagrożenie poważnym urazem i nie chodziło tu nawet o sam występ. Choreografia była spójna, salta i inne odprawiane cuda odpowiednio widowiskowe. Leander zwyczajnie patrzył na to tak, jak tylko lekarz może spoglądać na sporty wyczynowe. Spodziewał się, że kiedyś coś się wydarzy. Kiedyś, niekoniecznie tu i teraz, dlatego kiedy drobne ciałka zaczęły zbiegać się z powrotem do garderoby, van Haarst pozostawał błogo nieświadomy. Nie zauważył potknięcia się. Obrane przezeń miejsce na tyłach areny nie obfitowało w szczególnie dobre widoki, a oświetleniem i dźwiękowiec poradzili sobie dostatecznie dobrze, by rozproszony widz niczego nie zauważył. Zorientował się dopiero wtedy, gdy Amy zamiast na własnych nogach, trafiła na kulisy na prowizorycznych noszach stworzonych z dwójki akrobatów. Gdyby sytuacja nie była nagląca, mógłby nawet znaleźć chwilę na wyrażenie zaskoczenia techniką, z jaką donieśli do niego dziecko ze złamaniem otwartym w taki sposób, że nie spowodowali widocznych na jeden rzut oka konsekwencji przemieszczania pacjenta. Widać było, że mieli wprawę. Tak jak Leander miał wprawę w pacyfikowaniu zmartwionych min i podniesionych głosów. Jego słuch na moment poszedł na urlop, kiedy z westchnieniem wrócił do swojej aktówki, aby wyjąć z niej gumowe rękawiczki. Nie zamierzał ufajdać się czyjąkolwiek krwią. Zakładając środki ochrony osobistej, poszukał wzrokiem trenera. Znalazł kupkę różowych piórek przy przejściu do garderób, do której zbliżała się kobieta - najpewniej matka dziecka. Wrócił do Amy, zanim panika rodzica postanowi skupić się na nim. Mało rzeczy dobrze działało pod presją. Kucając przy płaczącym z bólu dzieciaku, stwierdził, że nie będzie oswabadzał jej z cierpienia. Dobre czucie może się przydać, gdy wyląduje pod opieką ortopedów, bo chociaż Leander był lekarzem, nie czuł się władnym do przeprowadzania natychmiastowego zabiegu zrastania kości. Należało prześwietlić kończynę i przeprowadzić operację. On mógł zastosować wyłącznie pierwszą pomoc. Wcale nie chodziło o to, że jej wrzaski sprawiały mu chorą przyjemność. Wcale. Był spokojny i działał jak maszyna. Jedną dłoń zawiesił nad krwawiącą obficie raną, gdy drugą wymacywał gazę. Gdzieś po drodze rozejrzał się też wokół siebie. Jak zwykle zebrał się wianuszek ciekawskich, którzy nie wiedzieli, jak pomóc. - Zadzwoń po karetkę, muszą ją zabrać do szpitala. - Rozporządził, zgodnie z zaleceniami osobistej odpowiedzialności, wskazując jednego akrobatę, który miał wykonać polecenie. Nie patrzył, czy postanowił zadziałać. Zweryfikują to jego pracownicy. Wrócił spojrzeniem do blednącego dzieciaka. - Fascia - artykułował inkantacje, chcąc powstrzymać krwotok, który mógł zabić Amy. Na wszelki wypadek docisnął do jej rany również co najmniej kilka grubych gaz. Krzyk stał się jeszcze głośniejszy, ale był skutkiem ubocznym poważnego złamania. - Shh, zaraz przestanie boleć. - Skłamał bez mrugnięcia okiem, licząc na to, że czar uspokajający jeszcze działa i wystarczy obietnica bez pokrycia, aby dziewczynka powstrzymała szloch. Wdech, wydech. Już szykował się na panikę rodziciela. Dlatego właśnie nienawidził pediatrii… Zaklęcie: Fascia (udane) |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny
Ira Lebovitz
ILUZJI : 5
PŻ : 236
CHARYZMA : 7
SPRAWNOŚĆ : 43
WIEDZA : 3
TALENTY : 2
[TW] Załamanie nerwowe, zachowania autodestrukcyjne Rzeczywistość jest zakrzywiona, gubię myśli i nie mogę ich pozbierać. Zapach krwi uderza w nozdrza, a żołądek reaguje natychmiastowymi mdłościami. Ramię oparte o ścianę chłonie jej chłód, ale ręce, którymi się obejmuję, sprawiają, że robi mi się gorąco. Jest duszno. Nagle wszyscy ci ludzie tworzą tłok, nagle chciałbym, żeby każdy jeden zniknął, choć przecież uwielbiam tłumy. Spojrzenie zdyszanej matki szuka punktu zaczepienia — zerka w kierunku Amy, musi słyszeć jej głos. Robi krok w tamtą stronę, ale widząc mnie, zatrzymuje się, jakby chciała się rozdwoić i nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić. Chris gdzieś zniknął. — Co się stało? — pyta, a ja mam ochotę parsknąć i chyba nie robię tego tylko dlatego, że mi zbyt niedobrze. Z moich oczu musi zionąć niechęć i wkurwienie — te zaczynają powoli trawić moje własne trzewia. — Chciała się popisać — nie staram się, by moje słowa brzmiały uprzejmie. Zaraz wyjdę z siebie. — Zmieniła sobie układ. — Matka otwiera usta, ale krzyk dzieciaka chyba zmienia jej priorytety. Leci w kierunku Leandra i gapiów (jakby nigdy wcześniej nie widzieli złamania), dopadając do córki. Słyszę jeszcze głośne, ucięte zabawnie westchnienie. Pewnie doszło do niej jak poważne jest to złamanie. — Kiedy będzie mogła wrócić do treningów? — To pytanie, rzucone ewidentnie do Leandra, obija się o moje uszy, kiedy wychodzę na miękkich nogach, odcinając się od hałasu, uniesionych rozmów, od muzyki dobiegającej z areny i od odoru krwi. Kurwa. Kurwakurwakurwakurwa. Zamykam się w prywatnej garderobie, po omacku przekręcając zamek. Tracę poczucie rzeczywistości. Wrzask rozdziera mi gardło, kiedy z furią łapię to, co wpadnie mi pod rękę. Zepsuła występ, zepsuła moją reputację, zepsuła moje starania, by wszystko było idealne! Nie wiem, ile to trwa. Ile czasu biję się sam ze sobą, topiąc się w emocjach. Kiedy odzyskuję zmysły. Kiedy wbijanie paznokci w skórę przestało wystarczyć. Kiedy rozciąłem knykcie o lustro, które teraz patrzy na mnie zakrzywioną przez pęknięcie taflą. Jak… Patrzę na swoją dłoń, nie rozumiejąc. — Nie. Nie, nie, nie, nie, nie. — Upewniam się, że mogę ruszać palcami. Mogę. Ból nie ma znaczenia, ale sącząca się krew sprawia, że robi mi się słabo. Zaciskam dłoń w pięść i kryję ją w drugiej. Przyciskam do piersi. Osuwam się bezsilnie na krzesło, z trudem przełykając ślinę. Zaczyna mi brakować tchu. Co się dzieje? Kurwa mać. Miało być idealnie. Jestem do niczego. | Ira z tematu |
Wiek : 23
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Salem
Zawód : akrobatka / współwłaściciel klubu "WhizzArt"
Leander van Haarst
ANATOMICZNA : 20
POWSTANIA : 5
SIŁA WOLI : 12
PŻ : 168
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 3
WIEDZA : 18
TALENTY : 9
Zanim przyjedzie karetka, będzie tutaj kucał w charakterze wyjątkowo sfrustrowanego trzymacza gazy. Powstrzymywał się od fukania pod nosem wyłącznie dlatego, że już pędziła ku niemu kobieta, w jakiej rozpoznał potencjalną matkę. Pytanie, jakie zadaje lekarzowi, natychmiast rozwiewa wszystkie potencjalne wątpliwości. Oj tak, powrót do treningów jest największym zmartwieniem, gdy dziecku kość wystaje z nogi. - To zależy. Jeśli trafi na magiczny oddział i do dobrego lekarza to możliwe, że już za tydzień wszystko będzie ładnie zagojone. - Odpowiedział, ale nawet nie starał się udawać, że jest przekonany o swojej racji. - Nie stwierdzę tego w pełni, to nie jest moja specjalizacja. Leander potrafił być człowiekiem, który w kwestiach medycznych miał prawdziwy łeb jak sklep, ale nawet on nie posiadał wiedzy w absolutnie każdym medycznym aspekcie. Jednym z tych braków była właśnie kwestia złamań, zwłaszcza w obrębie nóg, bo chociaż neurologia miała mnóstwo wspólnego z ortopedią, to praktycznie nie zdarzyło się van Haarstowi, aby wjeżdżał mu na stół taki bałagan, jakim teraz była Amy. Leander przesunął się nieco na ziemi, ruchem lewej dłoni czyniąc gest nakłaniający matkę do podejścia do niego, a kobieta… zaczęła czegoś szukać w swojej torebce. Nie zdążył nawet porządnie się zdziwić, a już wetknęła mu jedwabną poszetkę do lewej kieszeni marynarki, gorliwie dziękując za udzieloną jej córce pomoc. Cóż, to nie był pierwszy prezent, jaki otrzymał za pomoc medyczną, ale z pewnością był najbardziej oryginalny. Do tej pory pacjenci raczej wypełniali mu barek alkoholem, a nie szafę… Kiwnął głową w podziękowaniu, a następnie bezceremonialnie przycisnął dłoń kobiety do rany dziewczynki. - Niech pani tu trzyma, aż do przyjazdu karetki. Wszystko będzie już dobrze. - Oświadczył i zaczynając wstawać, przypomniał sobie o czymś. - Ach, jeżeli już będziecie w szpitalu… pojedźcie na konsultację kardiologiczną. Zasugerował, wciąż mając przed oczami wspomnienie dosłyszanego szmeru. Kardiologiem też nie był i o szmerach to zdarzyło mu się tylko czytać, głównie na studiach. Gdyby musiał strzelać, obstawiałby niedomykalność zastawki mitralnej, ale równie dobrze mogło być to tylko niegroźne zakłócenie wywołane stresem. Niech się martwią tym na oddziale, to już nie był jego problem. Dziwacznym prezentem zajmie się później. W tej chwili jego zmartwieniem było nagłe zniknięcie z zasięgu wzroku wściekle różowych piórek. Okazało się, że odnalezienie ich właściciela było banalnie proste. Wystarczyło zapytać o trenera, a potem podążać za wrzaskami i odgłosami dobiegającymi z garderoby. | zt |
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Eaglecrest
Zawód : Neurochirurg, odtruwacz, lekarz podziemny