Czarownicy szykują się do świętowania Nocy Walpurgii. Zaobserwowano wybuchy magiczne na terenie Hellridge, a w Saint Fall zaczyna robić się coraz bardziej niebezpieczne. Coraz częściej słyszy się o radykalizacji Kościoła, ale pojawiają się głosy przeciwników tego nurtu. Co zmienią nadchodzące wybory?
Lepszy pokój najgorszy Niepewne czasy wymagają pewnego działania. Na którą stronę przechyli się szala?
I ujrzałem ziemię nową Cripple Rock przeżywa kolejny wstrząs, wypluwając dziwactwa, jakich świat nie widział.
Czarna Msza Oto nastają ciężkie czasy – módlmy się do Piekielnej Trójcy.
Niech żyje bal Na wystawnym balu Krąg świętuje sabat pośród tańca i plotek.
Noc Walpurgii Najważniejszy z sabatów zaprasza wszystkich atrakcjami na wzgórza Cripple Rock.
Wybory Los Saint Fall leży w Twoich rękach – wybierz swojego kandydata na burmistrza.
Pomożecie Pomożemy! W odbudowie Hellridge potrzebna jest pomoc. To jak? Pomożecie?
Człowiek jest jak ćma Zwyczajnego dnia czarownicy poznają niezwyczajne istoty, stając przed moralnymi wyborami.
Spotkanie Kowenu Dnia Wrota Piekieł zostały otwarte – Kowen bez prefekta musi się naradzić co dalej.
Spotkanie Kowenu Nocy Wśród śmiertelnych zamieszkała Lilith – Matka wzywa swój Kowen na spotkanie.
nazwisko matkiCord data urodzenia22 września 1929 miejsce zamieszkaniaWallow, Hellridge zawódsiewca teorii magii, złota rączka status majątkowyubogi stan cywilnyżonaty wzrost174 cm waga72 kg kolor oczuniebieski kolor włosówpieprz i sól odmienność- umiejętność- stan zdrowiazdrowy znaki szczególneznamię w kształcie podkowy na lewej łopatce
sprawność: 3 pływanie: I (1) udźwig: I (1) taniec towarzyski: I (1) charyzma: 3 dowodzenie: I (1) kłamstwo: I (1) perswazja: I (1) wiedza: 25 astronomia: II (6) historia: I (1) język łaciński: I (1) religioznawstwo: I (1) teoria magii: III (15) zoologia: I (1) talenty: 11 konsekracja: I (1) majsterkowanie: II (6) percepcja: I (1) prawo jazdy: I (1) świecarstwo: I (1) zręczność dłoni: I (1) reszta: 8 PSO
rozpoznawalność I (anonim) elementary school Big Pine high school Paradise High edukacja wyższa Saint Fall University - Fizyka - BSc Tajne komplety - Teoria magii - biegły (przerwana Alfa i Omega) moje największe marzenie to pogodzić się z przerwanymi studiami i zaprzepaszczoną karierą naukową, wydać córki dobrze za mąż, odchować syna i żeby Esther była szczęśliwa najbardziej boję się o śmierć dzieci i żony, taka, w której to ja do tego doprowadziłem; gniewu Lucyfera w wolnym czasie lubię majsterkowanie, fizyka, literatura sci-fi znak zodiaku panna
I. EKWINOKCJA I TYM PODOBNE CUDA
Państwu Marwood życie na wsi wiodło się spokojnie i we względnym dostatku. Zbudowany z kamienia dom, mieszczący się na styku pól uprawnych wsi Wallow, dawał rodzinne ciepło od najmłodszych lat pojawienia się na świecie Franka. Imię dostał po swoim dziadku, zasłużonym wojskowym, który w Europie w trakcie I Wojny Światowej stracił życie. I oto znalazł się w matczynym cieple chłopiec, który nigdy nie miał iść w ślady swoich przodków. Pan Marwood nie był wielkim uczonym, całe swoje krótkie życie poświęcił na fizyczne prace, ot, żeby rodzinie dać dobry byt. Inaczej sprawa miała się z jego żoną — ta co rusz wygrywała wiejskie konkursy ciast. I tak im leciało... A w równonoc jesieni, na styku panny i wagi, rozległ się krzyk chłopca. Pierwsza magia przyszła zbyt wcześnie, tam, gdzie nikt jej się nie spodziewał, bo oto w kołysce, gdy nad głową berbecia kołysała się drewniana grzechotka — z pomocą jego jednego śmiechu pękła, rozsypując wokoło groch. Można byłoby to wziąć za przypadek, gdyby nie łamiące się nogi od krzesła, gdyby nie migoczące tęczą w jego oczach światło, gdy za oknami była ciemna noc. W domu państwa Marwood zjawiło się wtedy dwóch mężczyzn. Ich blade twarze i poważne miny, ciemne jak heban garnitury i grube poobdzierane ze skóry palce, matkę Franka nieomal przyprawiły o zawał, gdy sięgali w jego stronę wzrokiem. Orzekli spece — to nie człowiek, to czarownik. Świat wywrócił się do góry nogami, katolicka do tej pory rodzina miałaby swojego syna przeznaczyć Piekłu? Ochrzcić i wpisać w Księgę Bestii?Ojciec zaklinał się, że najwcześniej stanie się to po jego trupie — trzy dni później leżał martwy. Zatrzymanie akcji serca, ot tak, przypadkiem. Nie było już wyjścia.
Frank swoją edukację zaczął z innymi dziećmi w Big Pine Elementary School. Pozornie niewyróżniający się, ledwie wystający ponad szkolną ławkę z osadzonymi na nosie okularami zakochał się w matematyce. Coś w tych liczbach spisywanych drobnym drukiem na marginesach kolejnych zeszytów przyciągało go na tyle, że wszelkie literatury piękne nie miały znaczenia. Zawstydzony własnymi talentami, tymi, które ku niewiedzy chłopca, jego własnego ojca ściągnęły do grobu, rozpaczał nad stworzeniem świata. Pragnął znać każdy jego fragment, zrozumieć każdą najmniejszą zależność. Jak jednak pojąć magię, skoro ni matka, ni każdy inny znany mu człowiek nie potrafił przekazać zebranej w sekretach wiedzy? Rozpoczynając naukę w szkółce kościelnej, był więc najszczęśliwszym chłopcem świata (a przynajmniej tak mu się zdawało). Zagadnienia z teorii magii w końcu miały wyjaśnić jak. W końcu zrozumiał dlaczego. Dalsza edukacja była ścieżką oczywistą. Nigdy wszak z niej nie zboczył. Jak mógłby zostawić własną ciekawość i pragnienia wiedzy, skoro wszystko leżało na wyciągnięcie ręki? Frank uczył się dobrze, ba! Frank uczył się wybitnie. Niska renta za śmierć ojca nie wystarczyłaby na jego edukację i utrzymanie domu, nawet jeśli kochana mateczka, nieco bardziej pogodzona już z wiarami syna, łapała się każdego mniejszego krawieckiego i kucharskiego zlecenia. Ostatecznie otrzymał on stypendium pozwalające na swobodne studiowanie i równolegle rozpoczął nie tylko nauki fizyki na miejscowym instytucie, ale też wykłady z zakresu teorii magii w tajnych kompletach. To wiedza ukryta, niedostępna dla przeciętnego śmiertelnika wciągnęła go w swoje otchłanie, z młodego chłopaka czyniąc wtedy fascynatem. A wtedy pojawiła się ona...
II. TARCZA BLASZANA JAK SŁOŃCE SIĘ ŻARZY
Jak mgła, jak płatek polnej stokrotki, jak ciepły wiatr z rozgrzanej słońcem wsi — Esther Hodges weszła w życie Franka w czarnych pantoflach, zjawiając się niespodziewanie i równie niespodziewanie goszcząc nie tylko w jego głowie, ale i sercu. Słuchała każdej ambicji, jaką przejawiał, śmiała się z nieroztropnych żartów i pozwalała całować swoje dłonie. Choć nie rozumiała słowa z opowieści o magicznych niciach wiążących athame ze świecami, choć jedynie uśmiechała się, gdy opowiadał jej o czternastu rodzajach wzorów na określenie objętości mocy — słuchała każdego słowa, a on słuchaj jej. Fantazje o przyszłości umknęły jednak szybko, choć obydwoje planowali swoje wiekopomne kariery (choć w zupełnie różnych sobie obszarach), musieli dorosnąć szybciej, niż mogliby tego pragnąć.
Marwood był już wtedy w po drugim stopniu magicznej edukacji wyższej. Rozpoczynał własne badania, aby zyskać szlachetny tytuł Alfy i Omegi w zakresie teorii magii, gdy przy jednej ze schadzek Esther powiedziała o dziecku. To rozwijało się już w niej, kwitło i nie było odwrotu. Pomimo młodego wieku planowała je zatrzymać, porzucić wszystko, aby wychować córkę. Frank podjął decyzję machinalnie, nie było mowy, żeby śmiał ją zostawić. Jakiekolwiek ucieczki od odpowiedzialności w imię własnej ambicji nie były wpisane w jego krew, byłoby to wszak niehonorowym. Tego samego dnia porzucił studia i każde swoje marzenie, choć do dzisiaj czasem myśli „co by było, gdyby”... Ze szkatułki zmarłej już matki wyciągnął pierścionek zaręczynowy, który otrzymała od swojego męża i ruszając w stronę domu państwa Hodges wiedziała, że robi dobrze. Uklęknął, poprosił o rękę, zapytał jej ojca o zgodę — tak jak powinno być. Młodzieniec widział niechęć w oczach przyszłego teścia. Trudno było mu się dziwić. Jedną kwestią było to, że przez jego nieodpowiedzialność świetlana kariera Esther miała zakończyć się w tym momencie, drugą zaś pochodzenie Franka — niemagiczne. Nawet jeśli wyznawali te same wiary, tak zawsze już Frank miał być tym, który magię otrzymał przypadkiem. Wtedy pierwszy raz poczuł, jak łatwiejszy byłby świat, gdyby każdy śmiertelnik stąpający po tym z rąk Lucyfera dostał dar. Pierwsza córka państwa Marwood narodziła się w radości rodziców, miała rumianą buzię i kartoflany nosek, a Frank ściskał wtedy je obie — nie plując sobie w brodę za podjęte decyzje. Lata nauki popłaciły, gdy otrzymał funkcję siewcy w kościelnej szkółce. Choć pensja przychodząca z początkiem miesiąca z Kościoła była nikła, razem z Esther byli w stanie zarobić tyle, by we względnym spokoju utrzymać rozrastającą się rodzinę. Sąsiedzi plotkowali o kolejnych córkach, ale jak poradzić miłości? Ograniczone fundusze i pojawiające się na świecie kolejne dzieci zmusiły Franka do wzięcia sprawy we własne ręce. Po godzinach przyjmował zlecenia, zamykał się w małym warsztacie w garażu wiejskiego domu i pracował nad bibelotami, znoszonymi mu przez miejscowych czarowników i niemagicznych. To zegarek, który wymagał naprawy, to radio zacinające się na najmniej ulubionej stacji, to przepalone styki w camera obscura. Dzięki uczciwej i starannej pracy — klienci wracali, a choć zyski z takich napraw były raczej mierne, tak pozwoliły państwu Marwood na wciąż skromne życie, ale z mniejszą liczbą trosk. Każdą wolną chwilę spędzał więc tam, wciąż poznając kolejne tajniki magii powstania i magii wariacyjnej, jakże przydatnej w tworzeniu.
III. SAMOLUBNY WŁADCA HECY
Cała pasja, którą miał w sobie do teorii magii, została w nim. Frank dzięki byciu siewcą i nauczaniu najmłodszych, świadomie wybierał zagadnienia najciekawsze — tak, aby nowym pokoleniom przekazać to, co najpiękniejsze — rzecz jasna — w jego opinii. I wszystko było wspaniałe, nim wspomnienia nie powróciły. Do Franka odezwał się wtedy stary znajomy, taki z którym przez wiele lat studiował. Mężczyzna opowiedział mu o małym zgrupowaniu, tak tajemnym, że Marwood szczerze wątpił, by kiedykolwiek pojawiło się ono na księgach historii. Kowen Dnia — sprzymierzony z Lucyferem — słusznym Panem Piekieł. Wprowadzony w jego struktury otrzymał obietnicę — przyjdzie moment, w którym wróci na ścieżkę nauki, w którym nikt nie spojrzy już spode łba na jego pochodzenie, w którym pozna sekrety magii tak odległe, że nie od znalezienia nawet w najbardziej zakurzonych woluminach w bibliotece Abernathych. To w tamtym momencie w kącikach ust siewcy pojawiła się myśl, że być może czas da się cofnąć i być może tamta chwila, w której informował swojego profesora, że nie będzie kontynuował nauki do stopnia Alfy i Omegi, jest tylko mrzonką. Wpadł wtedy w przeklęty umysłowy amok, choć niewidzialny na zewnątrz, tak raniący każdy zwój jego głowy. Największą miłość miał bowiem do rodziny, wyjątkowej żony i wspaniałych dzieci, do najmłodszego syna, który zyskał dumne imię Franka Juniora. Jak mógłby rozważać choćby, że cały ten czas, który im poświęcił, był czasem zmarnowanym? Jak mógłby sądzić, że powinien wtedy uciec, zacząć karierę naukową choćby w Salem albo i Londynie, skoro trafił na kobietę-cud? W Marwoodzie pojawiły się potworne myśli, które trwają do tej pory — że wcale na nich nie zasługuje. Pogłębiające się wyrzuty sumienia i ciągła praca poprowadziły w końcu do jego osłabienia, a nawet i pewnej markotności, skrupulatnie zasłanianej pod ciepłym uśmiechem ojca i wkrótce też dziadka.
Dziś spogląda w przeszłość z kruchą litością dla siebie samego. Gromada dorosłych córek, nastolatka w domu i w końcu ledwo odrośnięty od ziemi syn są dla niego całym światem, a dalej pod powiekami tkwi smutek za tym, czego nigdy nie osiągnął, choć pasja w nim silna. Frank wszystkie dzieciaki, które naucza o teorii magii, traktuje jednakowo, niezależnie czy pochodzą z dobrych rodzin, czy tych złych; czy mają przyjemnie brzmiące dla ucha nazwisko, czy wytyka się je palcami; czy uczą się dobrze, czy źle. Nieprzesadnie wymagający, ale absurdalnie zafascynowany wykładanym przez siebie przedmiotem, próbuje przekazać wiedzę o nim w taki sposób, aby rozbudzić w młodzieży ciekawość świata i zakorzenić potrzebę sięgania dalej. Sam już tego nie robi. To z braku czasu, to z braku zapału, jakby pogodził się z własną porażką. Wiarę pokłada przecież w Lucyferze. Choć zawsze był ciekawy świata, tak dziś zdaje się rozumieć go coraz mniej. Pędząca do przodu nowoczesność i brak zapału odbijają się przecież nie tylko na nim, ale i Kościele. Choć sam na mszach siada w pierwszych ławkach, tak dumny z działającej aktywnie w szeregach kościoła żony, wie, że to jeszcze nie koniec. I jeśli dane mu będzie — doczeka chwili, gdy magia pochłonie cały stworzony świat.
Dla ukochanej Esther i dziatwy jest zawsze obecnym. Pięć córek i jeden syn — są dla niego całym żywym światem. I tylko gdy gaśnie w wiejskim domu światło, a kury idą spać... Wtedy siada w swoim warsztacie, sięga do starych studenckich zapisków i własne poczucie winy miesza z tęsknotą.
[ukryjedycje]
Ostatnio zmieniony przez Frank Marwood dnia Pon Maj 15 2023, 19:03, w całości zmieniany 3 razy
W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda na Die Ac Nocte! Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po forum. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz , a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.
I pamiętaj... Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.